piątek, 14 października 2016

Machu Picchu


Z AGUAS CALIENTES NA MACHU PICCHU

Po rozrywkowej podróży pociągiem z francuską gimbazą dotarliśmy do Aguas Calientes około godziny 21:00. Po co przyjeżdżać tutaj na noc? O tym później...
Znaleźliśmy zarezerwowany uprzednio hostel, zostawiliśmy plecaki i wyszliśmy się zorientować co we wsi piszczy. Aguas Calientes (zwane również jako Machu Picchu Pueblo) ma całkiem dobrze rozbudowaną infrastrukturę turystyczną (mają wszystko to co jest potrzebne, żeby zarobić kasę na turystach), są hostele, hotele i trochę restauracji a nawet mały targ, dla tych, którzy chcieliby się tutaj obkupić w różne badziewie i pamiątki. Po krótkim spacerku i zorientowaniu się co gdzie jest wróciliśmy do hostelu i poszliśmy spać.



Żeby dostać się z Aguas Calientes na Machu Picchu trzeba przejść ok 8km stromą drogą. Droga jest (w zależności od warunków pogodowych) mokra, błotnista, pełna wygłodniałych, bezdomnych psów i krwiożerczych muszek. Wejście do Machu Picchu otwierają o 6 rano więc trzeba by było wyruszyć ok. 3 w nocy żeby dojść tam na wschód słońca. Drugą opcją jest busik, który za 11$ zawiezie nas na sam szczyt w jakieś 20 minut.

1. Restauracja przy głównym placu Aguas Calientes. 2. Fontanna Manco Capac. 3.4. Kolejka do busów i busy.

Obudziłem się chwilę przed 4 rano i postanowiłem zbadać temat jak wygląda sprawa z busami. Ludzi jak my, chcących podziwiać cud świata od samego rana, było od groma. Okazało się, że była już ustawiona kolejka o długości ponad 150m więc szybko zająłem miejsce w kolejce. Busy zaczynały kursować o 5:30. Po niecałej godzinie oczekiwania byłem w 1/3 długości kolejki a ludzi wciąż przybywało. Chwilę przed 5:30 podjechało dużo busów i w szybkim tempie kolejka zaczęła się przed nami kurczyć. Wsiedliśmy i jedziemy. Droga była stroma i kręta a kierowca w pośpiechu, jechał szybko bo kolejni ludzie czekali żeby wjechać na górę. W jednym miejscu na zwężeniu ledwo wyhamował, żeby przepuścić busa zjeżdżającego z góry. Dojechaliśmy na górę, gdzie znowu była kolejka, ale już tym razem do wejścia i nie taka ogromna jak poprzednia.

Widzieliśmy ludzi, którzy dochodzili właśnie po pieszej wędrówce z Aguas Calientes na górę - byli zapoceni, zmęczeni, ubłoceni i w dodatku pogryzieni przez owady. Dobrze, że się jednak nie pokusiłem na marsz pod górę, bo z tego miejsca i tak był kawałek do przejścia a cały kompleks Machu Picchu jest rozległy i jest gdzie połazić... Pogryzieni przez owady... O! Właśnie! Gdzie mamy repelent na owady? Pierwszy repelent zamówiłem przez internet, niestety nie zdążył dojść przed wyjazdem. Drugi kupiliśmy w Ollantaytambo jak czekaliśmy na pociąg, bo na Machu Picchu był "necesito" lecz niestety zapomnieliśmy go zabrać i został w hostelu...
Wchodząc na górę, żeby zająć dobre miejsce do podziwiania widoków mijaliśmy ludzi, którzy mieli krótkie spodenki z dużą ilością czerwonych kropek na nogach - "oo zobacz jak go/ją pogryzły!" Miałem nadzieję, że komary i muszki na mnie się nie połaszą i nie będę wyglądał tak samo jak oni (a miałem krótkie spodenki). Później się przekonałem w jak wielkim byłem błędzie...




Machu Picchu ("stara góra") to Inkaskie miasto, które powstało w drugiej połowie XV wieku, mieści się w odległości ok. 75km od Cusco. Zbudowano je na wysokości od 2100 do 2400m n.p.m. Jest wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO a także jest jednym z siedmiu nowych cudów świata. To tak słowem wstępu, jeśli chcecie się dowiedzieć więcej to polecam przeszukanie internetu - jest tam wiele informacji.

Być tutaj na miejscu i spojrzeć na to z góry jest to na pewno niezapomniany widok. Opłacało się przybyć tutaj poprzedniego wieczora i wstać rano, żeby wspiąć się na górę jeszcze kiedy to wszystko było spowite chmurami. Z czasem gdy słońce zaczęło wychodzić zza oddalonych szczytów, powietrze zaczęło się ogrzewać a chmury uciekać. Z każdą chwilą widok był coraz lepszy, zważywszy na to, że na początku nie było prawie nic widać. Tydzień przed przyjazdem sprawdzałem prognozę pogody, i miało cały czas padać. Im bliżej było wyjazdu to prognozy się poprawiały i zapowiadało się, że nie będzie padać. W końcu wyszło tak, że nie było nawet kropli deszczu i było bardzo słonecznie i ciepło. Pogoda idealna.

Kosiareczka.

Jak to zrobić, aby w takim miejscu, gdzie jest dużo trawy, są tarasy - czyli trudny teren - mieć zadbane trawniki? Wystarczy zatrudnić kilka lam, które nie dość, że stanowią niemałą atrakcję turystyczną to dodatkowo zjadają (koszą) trawę. W sumie ciężkie byłoby pomykanie z kosiarką po tych tarasach a lamy się idealnie do tego sprawdzają i do tego są bezobsługowe. Muszę chyba sobie taką sprawić do siebie...




Cały kompleks ruin jest sporych rozmiarów i na wielu poziomach, można spędzić tu sporo czasu chodząc i podziwiając ten cud świata. Najgorszą rzeczą są tam małe muszki, które gryzą. Nie ma szans, żeby nie dopadły... Najlepiej zabrać długie spodnie/bluzę i repelenty. Jak widać ja nie miałem niczego z tego co najlepiej było zabrać, żeby się przed nimi ochronić. Przez pierwszy tydzień ślady po ugryzieniach swędziały niemiłosiernie, że prawie można było oszaleć... Zastanawiałem się nawet nad amputacją nóg, żeby zakończyć swoje męki. Żeby temu zaradzić poszedłem do apteki. Nie wiedziałem jak mój problem ubrać w hiszpańskie słowa, więc po prostu pokazałem pani nogi, podrapałem, powiedziałem 3 słowa. Pani gdzieś zniknęła. Wróciła po 75 sekundach niosąc w ręku maść, powiedziała, żeby smarować 2 razy dziennie. Okej okej. Smarowałem jak zaleciła, po 3-4 dniach bez poprawy przetłumaczyłem sobie ulotkę. Maść miała zapobiegać swędzeniu, ale nic nie przyspieszyła gojenia się ran po ugryzieniach. Zastosowałem swoją maść - tribiotic, który pomógł i po jakichś kolejnych 4 dniach wszystko wróciło do normy. Obeszło się bez amputacji. I dobrze, w sumie jeszcze się przyda gdzieś połazić, może coś pozwiedzać...

Droga z Aguas Calientes na górę.
1.2.3. Machu Picchu Pueblo - Aguas Calientes. 4. Skutki niezabrania repelentu (później było jeszcze więcej skutków).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz