wtorek, 29 stycznia 2019

W dalszą drogę do Mexico!


Jest tu na zdjęciu wlepa Legii! :D

DO MEKSYKU

Po stronie meksykańskiej kolejek również nie było. Żeby wejść na meksykańską ziemię musiałem wypełnić formularz imigracyjny.
Jedną z pozycji, które były do wypełnienia było wypełnienie pola “adres zamieszkania w Meksyku”.
Cholera... jechałem na spontana, nic nie miałem zaplanowanego. Co by tu podać, żeby przeszło i mnie wpuścili na granicy? Otworzyłem google maps i wpisałem adres pierwszego lepszego hotelu w okolicy do której się udawałem. Pierwszy lepszy hotel - u strażnika granicznego to przeszło bez problemu. Wbił mi pieczątkę w paszport i życzył powodzenia. Mogłem ruszać dalej!


Z granicy złapałem busa do Comitan del Dominguez za 50 pesos, aby następnie udać się do Palenque.
W Comitan zarządzono - przeze mnie - krótki postój - kupiłem kartę SIM, żeby móc korzystać z dobrodziejstw XXI wieku - internetu w telefonie (to ułatwienie sobie życia kosztowało mnie 100 pesos i drugie tyle za pakiet danych).
Znalazłem kolejnego busa do Palenque, ruszyliśmy i po przejechaniu ok. 5km zerknąłem w mapę - jechaliśmy w przeciwnym kierunku!
Moim inwalidzkim hiszpańskim przeprowadziłem szybką rozmowę z kierowcą i okazało się, że tak - jedzie do Palenque ale okrężną, o ponad 3 godziny dłuższą drogą. Jestem szalony, ale nie aż tak, żeby tyle dłużej spędzić w busie. Powiedziałem “eee Panie, to to tamto, ja wysiadam”. Żeby poszukać kolejnego busa musiałem się najpierw wrócić do miasta. Długo zajęło mi ustalenie miejsca, z którego miałbym odjechać. Każdy mehikano był pomocny i wskazywał mi jakieś miejsce. Długie poszukiwania i okazało się, że niestety nie jechało nic bezpośrednio - pierwszym punktem przesiadkowym była miejscowość Altamirano (65 pesos), następnie Ocosingo (15 pesos) i dopiero z Ocosingo finalnie do Palenque (za 80 pesos).

(Nie wiem czy tak chcecie czytać te ceny. Tym bardziej, że już kurs pewnie nie aktualny. Ale wypisywałem, więc i Wam piszę...)

Na granicy...
Chciałem po drodze wysiąść trochę wcześniej, żeby zobaczyć wodospady Cascadas de Agua Azul. Bus jechał okropnie wolno. Kręte drogi przez góry nie należały do najlepszych. Mnóstwo po drodze wiosek a w każdej z nich przynajmniej dwa progi zwalniające - prędkość była 30 km/3 progi zwalniające/godzinę.
50km przejechaliśmy w dwie godziny przez co nie wyrobiłem się na oglądanie wodospadów… Zajechałem późnym popołudniem do Palenque i bez żadnego pomysłu na nocleg zacząłem szukać jakiegoś hostelu.

Znalazłem całkiem przyjemny hostel, zostawiłem swoje rzeczy i ruszyłem na miasto. Zahaczyłem o lokalne biuro podróży (każde tam nazywało się “informacja turystyczna”), żeby zorientować się w jakichś wypadach z przewodnikiem do dżungli (la selva). Powiedzieli mi 50USD - no chyba sombrero ich za mocno uciskało… Powiedziałem, że muszę się zastanowić i jutro wrócę. Wyszedłem bez zamiaru powrotu...

W hostelu w pokoju było kilka osób, lecz nie byli zbyt kontaktowi - wszyscy jak cebulaki, korzystali z darmowego wifi i siedzieli w internetach. Zaczepiłem jedynego białego w hostelu i zapytałem z kim jest...

Jest z Kolumbii... no tak to bywa. Chcesz łyka? A co to? Tequila. Pewnie! I atmosfera od razu zrobiła się luźniejsza. Gadaliśmy o podróżach i naszych krajach. Oczywiście nie mogło zabraknąć rozmowy o Pablo Escobarze.

Według niego Pablo żyje i ma się dobrze, gdzieś ukryty w raju. Rząd Kolumbii ustawił, sytuację, że im się udało wygrać wojnę z narkotykowym bossem, i sfingowali zabójstwo Pabla, żeby pokazać, że udało im się wygrać z narkotykowym światem. Rząd również mógł zawrzeć takie porozumienie z Pablem... jak wiadomo ilości pieniędzy, które posiadał spokojnie mogły wystarczyć żeby kupić każdego i wszystko co zechciał.
Wyszliśmy po kolejną butelkę tequili, deszcz lał ale colombiano uparł się, żeby kupić jeszcze jedną. Do rozmowy włączyło się jeszcze kilka osób i tak zleciał wieczór.

Obudziłem się rano. Planów miałem mnóstwo na ten dzień. Do hostelu przyjechał właśnie niemiec Benjamin. Po krótkiej rozmowie okazało się, że plany nam się pokrywają w wielu aspektach.
Wyruszyliśmy więc razem na ruiny. Busikiem z miasta do ruin za 20p. Przy ruinach przewodnicy oferowali swoje usługi. Dogadaliśmy się z jednym, żeby zabrał nas do dżungli. 300p za dwu godzinną wyprawę to była rozsądna cena bo w biurze turystycznym za to samo powiedzieli mi 4 razy więcej.
Przewodnik mówił po angielsku i pokazał nam trochę interesujących roślin, również tych niebezpiecznych, które są trujące i parzą skórę tylko jak się ich dotknie. W dżungli było bardzo gorąco, wilgotno i ślisko, szczególnie po wczorajszym deszczu. Pomimo to mieliśmy możliwość zobaczyć małpy, tukany, kolibry i pekari.



Po zakończonej wyprawie udaliśmy się zwiedzać Ruiny w Palenque.
Następnie złapaliśmy busa do Cascadas de Roberto Barrios. Kompleks wodospadów niedaleko Palenque. Było tam trochę miejscowych. Byli na tyle uprzejmi, żeby popilnować nam nasze rzeczy...


Woda przy temperaturze 30 stopni to był świetny pomysł. Z jednego wodospadu można było zjechać jak na ok 20 metrowej zjeżdżalni. Z drugiego znowu można było skoczyć 3m w dół. Natura w tym miejscu zaserwowała niemały park rozrywki. 20p za wejście. 50p za colectivo w jedną stronę. Po powrocie zjedliśmy bisteca na mieście i wróciliśmy do hostelu.

Kolejną noc miałem spędzić w Palenque. Zrewidowałem jednak moje plany i stwierdziłem z niemcem, że nasze plany zwiedzania mniej więcej się pokrywają i naszym kolejnym punktem jest Merida. W ciągu dnia nie ma autobusów. Są tylko nocne bo jedzie on 8h. I teraz decyzja. Jedziemy autobusem o 23 za 2 godziny? Szybko poszliśmy na dworzec sprawdzić czy są bilety. Były. Więc kupiliśmy. Wróciliśmy do hostelu się tylko spakować. Kasa za opłacony nocleg przepadła, no trudno ale to była lepsza decyzja niż spędzenie kolejnego dnia w Palenque nie mając co robić... po spakowaniu się wyruszyliśmy na dworzec ADO busów. 8h jazdy i rano dojechaliśmy do Meridy...


czwartek, 26 kwietnia 2018

Chickenbusy, kurnik oraz jak powstaje kawa.



ANTIGUA

Jak nigdy pospałem tego dnia prawie do godziny 9. Niespiesznie się ogarnąłem i wyszedłem sobie pobiegać i przy okazji pozwiedzać miasteczko. Zobaczyłem otwartą bramę - Estadio Pensativo - stadion lokalnej drużyny Antigua GFC. Antigua GFC to obecnie najlepsza drużyna piłkarska w Gwatemali, nieoficjalnie nazywają ich Panzas Verdes (zielone brzuchy) lub Los Aguacateros (aguacate - awokado, aguacateros - awokadzi?) z powodu koloru koszulek jaki noszą oraz lokalnie uprawianego awokado.

czwartek, 16 listopada 2017

Czy w Gwatemali na Wielkanoc je się barszcz biały z jajkiem i kiełbasą?



DROGA PRZEZ MĘKĘ

Nawiązując do tytułu... Tak - je się. Ale do tego wrócę później...
Mieliśmy ruszyć o 5:30, start przeciągnął się jednak do 5:50. Ruszyliśmy z dworca w 40km trasę - krótka trasa i do tego jadę za grosze więc wszystko się zgadza. Mkniemy przez miasto z zawrotną prędkością 10km/h (choć przez chwilę w to zwątpiłem widząc starców wyprzedzających nas na pieszo. W każdym chickenbusie jest duet w obsłudze - kierowca i nawoływacz-pachołek. Pachołek stał w drzwiach i piłował ryja krzycząc Antigua! Antigua! Dając wszystkim dookoła jasno do zrozumienia, w którym kierunku jedzie ten autobus (chociaż było to również napisane na autobusie).

wtorek, 22 sierpnia 2017

Do Belize, żeby posnurkować z rekinami

CAYE CAULKER

Kolejny dzień i kolejna pobudka o 6 rano. Jak to jest, że człowiek bierze urlop wypoczynkowy i wstaje wcześniej niż normalnie? Chyba jest to chęć nie zmarnowania ani jednej chwili, którą można poświęcić na zobaczenie czegoś nowego. Spakowałem więc swoje graty i wyruszyłem z buta do portu. Odszedłem dwa kroki od progu hostelu i zaczął padać deszcz. Nie spieszyło mi się jakoś bardzo więc posiedziałem jeszcze pod daszkiem hostelu, i przeczekałem deszcz korzystając z ostatnich fal zasięgu wifi. Po około 20 minutach przestało padać i się rozpogodziło. Do portu miałem lekko ponad kilometr więc doszedłem dosyć szybko.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Bienvenidos a Mexico!


KOMU W DROGĘ TEMU CZAS...

Mierda. Wyjazd rozpoczął się od tego, że zaspałem.
Przed 13 godzinnym lotem stwierdziłem, że zarwę nockę, żeby przespać jak najwięcej w samolocie. O godzinie 5 wygrał sen i zmrużyłem na chwilę oczy… Miałem być na lotnisku przed godziną 7 rano.
Umówiłem się ze Szwagrem, że podrzuci mnie na lotnisko. Przyszedł rano i mnie obudził. Całe szczęście byłem już spakowany (chociaż jak zwykle zawsze ma się to przeczucie, że się o czymś zapomniało). Wziąłem tylko szybki prysznic i wyjechaliśmy. Z lekkim poślizgiem ale dotarłem na lotnisko, szybko nadałem bagaż i przeleciałem przez kontrolę bezpieczeństwa. Miałem nawet chwilkę na zakupy w strefie bezcłowej.

czwartek, 25 maja 2017

Samolotem na Maltę, na Malcie rowerem

Lazurowe Okno

PAKOWANIE NA OSTATNIĄ CHWILĘ

Niedługo po powrocie z Izraela i Jordanii kupiłem bilety na Maltę za niecałe 200zł w obie strony. Pierwszego kwietnia po południu miałem wychodzić z domu na autobus, żeby dostać się na lotnisko. Pierwsze problemy związane z tym wyjazdem zaczęły się jeszcze w domu... Zorientowałem się, że zostawiłem w pracy swój ręcznik szybkoschnący (zabieram go zawsze w podróż, bo niedużo waży i zajmuje niewiele miejsca)...

poniedziałek, 13 marca 2017

Dostałem 500 batów kary za jazdę bez prawa jazdy...


KOMUNIKACJA W TAJLANDII

W Tajlandii jednoślady są bardzo popularnym środkiem lokomocji (ale trochę mniej niż w Wietnamie). Pomimo tego, że obowiązuje tam ruch lewostronny zdecydowałem, że wypożyczenie skutera na wyspie Phuket będzie najlepszym sposobem, żeby objechać całą wyspę. W Bangkoku poruszałem się komunikacją miejską bo miałem wygodny dojazd "dwójką" wszędzie tam gdzie chciałem. Na wyspie Phuket między miasteczkami drogi były zazwyczaj jednopasmowe. W miasteczkach główne arterie były dwupasmowe.