czwartek, 16 listopada 2017

Czy w Gwatemali na Wielkanoc je się barszcz biały z jajkiem i kiełbasą?



DROGA PRZEZ MĘKĘ

Nawiązując do tytułu... Tak - je się. Ale do tego wrócę później...
Mieliśmy ruszyć o 5:30, start przeciągnął się jednak do 5:50. Ruszyliśmy z dworca w 40km trasę - krótka trasa i do tego jadę za grosze więc wszystko się zgadza. Mkniemy przez miasto z zawrotną prędkością 10km/h (choć przez chwilę w to zwątpiłem widząc starców wyprzedzających nas na pieszo. W każdym chickenbusie jest duet w obsłudze - kierowca i nawoływacz-pachołek. Pachołek stał w drzwiach i piłował ryja krzycząc Antigua! Antigua! Dając wszystkim dookoła jasno do zrozumienia, w którym kierunku jedzie ten autobus (chociaż było to również napisane na autobusie).
Przejechaliśmy jakieś 5km... W 40 minut. A jeszcze trochę drogi było przed nami. Było tam tak mało miejsca na nogi, że już po tym czasie wygniotłem kolana bardziej niż bym leciał Ryanairem. W międzyczasie jak zbieraliśmy kolejnych ludzi na trasie, zrobiło się tak ciasno, że plecak musiałem wziąć na kolana co dodatkowo pomniejszyło komfort podróży - mogłem go oddać do włożenia na bagażnik na dachu, ale stwierdziłem, że bezpieczniej będzie się z nim gnieść niż stracić cały dobytek.

Tym wehikułem jechałem z Guatemala City do Antigua Guatemala.

Autob... Chickenbusy w Gwatemali to jeżdżące dzieła sztuki. Stare gruchoty ale za to mocno ozdobione. Wnętrze zdobiły obrazy z Jezusem, aniołami i innymi religijnymi motywami. Wszystko  to było otulone krzykliwymi kolorami. Głośna hiszpańska muzyka leci na maxa z głośników próbując choć trochę przytłumić ryk wyjącego, wiekowego diesla. Kierowca co jakiś czas używał klaksonu, żeby zwrócić uwagę przechodniów na to, że jedziemy - jakby ciężko było coś takiego przeoczyć... Po drodze wsiadali i wysiadali ludzie, sprzedawcy i mówcy. Jeden mówca opowiadał o Bogu, Zbawcy, Jezusie i odkupieniu stojąc w przejściu twarzą do pasażerów. Był to naprawdę wielki wyczyn. Musiał przekrzyczeć ryk silnika i głośną latynoską muzykę (typu Despacito). Daję sobie rękę uciąć, że codziennie do śniadania zjada 5 vocaler'ów "na chrypkę".




Po ponad godzinie jazdy i przejechaniu około połowy trasy ludzi było tak dużo, że stali w przejściu - co nie stanowiło przeszkody dla kierowcy, żeby zabrać więcej osób, a nadmiar bagaży lądował na dachu. W porównaniu do Warszawskiego ZTM, kierowca nie zamyka tutaj drzwi przed nosem. Ba. Czekał nawet pół minuty aż ktoś doszedł do przystanku, żeby go zabrać.

Do Antigua Guatemala dojechałem po ponad 2 godzinach. Szybko odszukałem miejsce, w którym miałem nocować. Umyłem się. Przebrałem. I przystąpiłem do zrobienia Wielkanocnego śniadania.

JE SIĘ

Ugotowałem trzy jajka na twardo, które kupiłem na miejscu. Zrobiłem biały barszcz z torebki i wkroiłem trochę kiełbasy myśliwskiej, która przejechała ponad 10,000km, żeby wreszcie zostać zjedzoną. Wielkanocne śniadanie miałem full wypas - prawie jak w domu. Co prawda nie było mazurka, ale następnym razem się poprawię. Nie wiem jakby to było, na wyjeździe na Boże Narodzenie - musiałbym ze sobą wziąć tragarza z 12 daniami...



Po pysznym śniadaniu (tak - było pyszne. 10,000km od domu, po kilku dniach jedzenia "ichniejszych" rzeczy). Wyszedłem na miasto, żeby zobaczyć jak miejscowi obchodzą Wielkanoc.

Antigua Guatemala - małe miasteczko, była stolica Gwatemali, około 40,000 mieszkańców... O tym jak obchodzą (hucznie i kolorowo) Wielkanoc przeczytałem w internecie i stwierdziłem, że chcę to zobaczyć na własne oczy. Procesji chyba jest tutaj tyle co kościołów - 35 (Taco). Szybko dotarłem na główny plac (Plaza Mayor) i akurat trafiłem na procesję. Wielka, kolorowa procesja. Na jej czele szli ludzie z krzyżem, kadzidłem. Następnie około 25 osób niosło ogromną, zdobioną platformę z motywami biblijnymi po trasie wcześniej przygotowanej przez mieszkańców. Ludzie niosący platformę bujają się jak rezusy (na boki) co pozwala im utrzymać równe tempo kiedy niosą platformę. Zaraz za platformą podążała orkiestra dęta grając/rzępoląc (niepotrzebne skreślić). Na trasie procesji, na ulicach są ułożone wielobarwne, z różnymi wzorami "dywany" z płatków kwiatów (i chyba jeszcze czegoś innego). Chwila moment po przejściu procesji wkraczała ekipa porządkowa z miotłami i sprzątała dywany.
Obejrzałem przejście jednej i drugiej procesji, a następnie podążyłem za jedną do kościoła na mszę. Moja podstawowa znajomość hiszpańskiego pozwoliła mi zrozumieć całkiem sporo z tego co się działo na mszy. Temu całemu wydarzeniu towarzyszyli liczni kramarze, sprzedawcy waty cukrowej, zabawek, jedzenia, napojów, lodów... Otoczone było to wszystko wybuchami petard. Po wszystkim poszedłem na dalszy spacer po mieście. Wszedłem na Cerro Cruz, skąd mogłem podziwiać widok na całą Antiguę z wulkanem (de Agua - wody) w tle.





















Wróciłem na kwaterę, żeby trochę odpocząć po nocy spędzonej w podróży i "spotkać się" z rodziną... Żyjemy w tych czasach, że 10,000km nie jest żadną przeszkodą w nawiązaniu kontaktu. Kreatywna rodzina pokazała, że potrafią zapełnić moje puste krzesło, kimś podobnym do mnie...

Misieusz - Mobile SW Tester... nieobecny podczas świąt? Czy aby na pewno?
Po jakimś czasie poszedłem sobie pobiegać (pobiegłem sobie poszedłać?). Biegając po mieście trafiłem na kolejną procesję i całe mnóstwo nowych - jeszcze nie przechodzonych dywanów (zdjęcia wyżej ^).

Wracając na wieczór "do domu" zawisłem na hamaku, nawiązując bardzo miły kontakt z Polską. W międzyczasie napatoczyła się pewna niemka, która mieszkała drzwi obok. Powiedziała, że jutro jedzie na plantację kawy, żeby prześledzić proces wytwarzania kawy. Pomyślałem, czemu nie? I tak narodził się plan na kolejny dzień... Wysłałem maila z zapytaniem czy da radę się na jutro podłączyć do tej wycieczki na plantację. Odpowiedź, którą uzyskałem była następująca: ... cdn.

PS. Do prezentacji chickenbusów jeszcze powrócę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz