środa, 2 listopada 2016

Arequipa - La Ciudad Blanca


AREQUIPA

Arequipa - Białe Miasto (La Ciudad Blanca), zwane jest tak dlatego, że zostało zbudowane z jasnej, wulkanicznej skały sillar. W ciągu całego roku temperatura waha się tutaj od 20-23 stopni. Jest to drugie co do wielkości miasto w Peru (ok. 1mln mieszkańców). Leży na wysokości ok. 2330m n.p.m. w otoczeniu gór. Miasto jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.


Widok na przedmieścia Arequipy.
Poranny samolot w niecałą godzinę zabrał nas z Cusco do Arequipy. Samolot jest najszybszym środkiem transportu, w porównaniu do autobusu, który jedzie 10 godzin.
W Arequipie przywitało nas bezchmurne niebo i temperatura ok. 20 stopni. Pogoda sprzyjała eksploracji miasta. Pochodziliśmy trochę po mieście a następnie udaliśmy się na Plaza de Armas. Przy głównym placu jak zwykle dużo się działo, mieszkańcy wypoczywali sobie wygrzewając się na ławkach w słońcu, turyści spacerowali i robili zdjęcia a pracownicy sklepów i restauracji okalających plac mocno zapraszali do pozostawienia u nich grosza.

1. Basilica Catedral. 2. Iglesia la Merced. 3. Typowy turysta, który robi sobie zdjęcie z lamą u boku, orłem na głowie i pumą na klacie. 4. Mirador Portales de Yanahuara.
Pewnego popołudnia wybraliśmy się na Mirador Portales de Yanahuara. Taxi spod kwatery dogadałem na 5 soli za ok. 3,5km - całkiem spoko cena. Jednak jak się okazało, kierowca zawiózł nas ze 2km dalej do miejsca, gdzie wcale nie chciałem dojechać. Po krótkiej konwersacji (po hiszpańsku oczywiście) udało nam się dogadać i dowiózł nas we wskazane miejsce.
Mirador Portales de Yanahuara, miejsce położone na wzgórzu, z którego roztacza się widok na miasto i wulkany. Miejsce całkiem przyjemne i spokojne. Zauważyłem, że jest atrakcją nie tylko dla turystów, bo widziałem starą młodą, peruwiańską parę, która miała tutaj sesję fotograficzną. Spotkałem nawet peruwiańskiego chłopaka, który wymachiwał dwoma kijkami połączonymi łańcuchem. Jeśli to było nunczako to jest on peruwiańskim ninja, a jeśli to był cep to pewnie trenował do młócenia zboża (można go zobaczyć na filmiku z Peru, który zmontowałem: https://youtu.be/T1Jy5WuKg8g?t=2m46s oceńcie sami).


1. Cyrk La Tarumba i w tle wulkan El Chachani. 2. Wulkan El Misti z punktu widokowego Yanahuara. 3. Complejo San Francisco. 4. Pasaje de la Catedral.
Bardzo wiele budynków było ogrodzonych wysokim na 4m murem. Idąc po mieście przechodziliśmy właśnie koło takiego muru, w którym były otwarte drzwi. Postanowiłem zajrzeć do środka. Okazało się, że mieści się tam przedszkole. Gdy zauważyła to pani przedszkolanka to szybko powiedziała o tym dzieciom - dzieci za kratą w oknie. Nie wiem co ona im powiedziała, ale widok dwójki gringos wywołał u tych dzieci wiele radości...

1. Przedszkole. 2. Podwórko w okolicy Plaza de Armas. 3. Jakieś gimnazjum. 4. Garażowa apteka.
Targ w Arequipie. 4. Czarna kukurydza.
W Cusco i Arequipie było kilka ciekawych rzeczy, które można by było zaadaptować u nas. Na przykład śmieciarki - w Arequipie siedząc na ławeczce na Plaza de Armas widzieliśmy śmieciarkę, która podczas wykonywania swojej pracy dodatkowo serwowała na głośnikach muzykę klasyczną.
Warte uwagi jest rozwiązanie problemu wszechobecnych reklam i kolorowych szyldów w miejscach takich jak główny plac miasta, czy jakieś zabytkowe budynki - wszystkie nazwy sklepów są jednolite (jednakowo wyglądające małe czarne napisy), czy to McDonald's, czy KFC, czy inne sklepy i restauracje.
Targowisko było jak każde inne, dużo wszystkiego, nawołujący sprzedawcy itp. No może tylko jedna rzecz była inna - mieli całą alejkę z kapeluszami! Stojąc w głównej alejce doszedł nas dźwięk orkiestry. Rzut okiem na wejście do hali targowej - coś się dzieje... Tłum ludzi, kamery, aparaty. Szedł ktoś - jakiś polityk czy co, nie wiem, ale każdy chciał się z nim witać, dać mu pomarańczę, ucałować, zrobić zdjęcie. Ciekawe jakby wyglądało coś takiego u nas w Polsce? Pewnie dostałby pomidorem...
Ogrom owoców na targu zachęcał do spróbowania koktajli. Padło na mango z mlekiem. Mając już doświadczenie z różnymi egzotycznymi krajami znałem ich równie egzotyczny zwyczaj - słodzenie wszystkiego ogromną ilością cukru. Powiedziałem pani, w jej ojczystym języku, że poproszę koktajl bez cukru. Wszystko zrozumiała i cukru nie dała. Dostaliśmy koktajl i po spróbowaniu, okazało się, że być może pani nie dosypała cukru, ale mleko miała już posłodzone wcześniej. Ogólnie był smaczny, chociaż przez to że słodki - trochę zamulający. Nie chcę wiedzieć co by było jakby jeszcze dosypała tam kilka łyżek...

1. 2. Zdjęcia w punkcie widokowym 3,5km od miasteczka Pinchollo (Tiered Gardens Overlook Peru wg google maps). 3. Kamienny most niedaleko Chivay. 4. Zjazd na tyrolce niedaleko Chivay.

W jednym z biur turystycznych zarezerwowałem całodniową wycieczkę do kanionu Colca. Bus nas odebrał o godzinie 3 rano i wyruszyliśmy w kilkugodzinną drogę. Warunki w busie były jednak na tyle dobre, że nie było problemu się jeszcze zdrzemnąć. Jednym z punktów wycieczki był punkt widokowy - Cruz del Condor, miejsce w którym można zobaczyć kondory. 
Kondory to największe latające ptaki na świecie i w jego okolicach, rozpiętość ich skrzydeł może dochodzić d 3,5m. Widoki były świetne, pogoda słoneczna i rześka. Turystów dużo. Wszyscy czekali aż przylecą kondory. Po około 30 minutach oczekiwania... Jest! Przyleciał jeden, drugi i potem jeszcze kilka. Ku uciesze turystów, fotografów i operatorów wycieczkowych (którzy by pewnie zebrali niepochlebne opinie jakby kondory nie przyleciały).

1. Kondor widziany z punktu Cruz del Condor. 2. Cruz del Condor i rzesza ludzi chcąca zobaczyć kondory. 3. Okolice miasteczka Yanque, typowe podwórko. 4. Płot z zabezpieczeniem (obsadzony na wierzchu kaktusami).

Widoki w dolinie i kanionie Colca są naprawdę świetne. Warto było wydać 70 soli. 70 soli dla turystów, latynosi za 30 a peruwiańczycy prawie za darmo... Obok miasteczka Chivay mieszczą się łaźnie - La Calera Baños Termales. Chętni mogli się podmyć w publicznych łaźniach lecz mnie zaciekawiła druga opcja - tirolesa. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałem na tyrolce, więc stwierdziłem, że to świetna okazja, żeby spróbować. Zjazd był trzyodcinkowy, 550, 350 i 100 metrów. Dodatkowo robotę robiły widoki i rzeczka pod spodem.

W drodze powrotnej do Arequipy zatrzymaliśmy się w punkcie Mirador de los Andes na drodze 1 SE. Punkt ten mieścił się na wysokości 4910m n.p.m. Chociaż było słonecznie to na tej wysokości było dosyć chłodno i mocno wiało. Widok dookoła na góry i wulkany przyciągał turystów, a gdzie turyści to i pamiątki - nie przeszkadzało to miejscowym w tym miejscu prowadzić swoje kramy.

Widok z Mirador de los Andes 4910m n.p.m. Z prawej strony dymiący wulkan Sabancaya.

Mając jeden wolny dzień do dyspozycji stwierdziłem, że udam się do biura turystycznego i zapytam czy mają jakieś ciekawe opcje na zagospodarowanie kilku godzin w ciągu dnia. Najciekawszą opcją wydał mi się rafting.
Następnego dnia ok. 11 przyjechał po nas busik i zabrał do głównej bazy raftingowej. Każdy otrzymał kombinezon piankowy, kapok, kask i wiosło. Pomimo tego, że temperatura powietrza jest wysoka, to temperatura wody w rzece oscyluje w granicach 6 stopni. Następnie udaliśmy się do miejsca w dolinie rzeki Chili, w którym zwodowaliśmy pontony. Było nas 7 osób na pontonie, w tym jeden kapitan, który szybko wytłumaczył nam na czym to polega i jak nie zginąć.

Rafting na rzece Chili.
Do tej pory, jedyne spływy rzeczne odbywałem w kajakach i powiem, że było całkiem fajnie. Teraz już wiem, że się myliłem... Spływ kajakiem po rzece np. Pilicy wygląda jak siedzenie przed TV na kanapie i oglądanie po raz trzeci tego samego odcinka "M jak Miłość". Rafting pontonem po rzece Chili jest czymś zupełnie innym (coś jak rollercoaster, z tym, że tutaj prędzej coś może pójść nie tak). Nie było czasu na nudę. Trzeba było wykonywać polecenia kapitana sprawnie, żeby nie wylecieć z pontonu i nie zrobić sobie lub innym krzywdy. Świetny sposób na dostarczenie adrenaliny, szczególnie przy różnych kaskadach, głazach, które omijaliśmy w ostatniej chwili, lub też wtedy, kiedy nie udało nam się czegoś ominąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz